Komentarze: 0
Jedynie młodsza córka (z którą mieszkam w Warszawie) powiedziała mi, że wie od matki, iż Z. została odłączona od aparatury. Z drugiej jednak strony, brak wiadomości jest dobrą wiadomością.
Może to miejsce okaże się najlepsze.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Jedynie młodsza córka (z którą mieszkam w Warszawie) powiedziała mi, że wie od matki, iż Z. została odłączona od aparatury. Z drugiej jednak strony, brak wiadomości jest dobrą wiadomością.
Ponieważ źle się czuła, poszła w piątek do lekarza. Po badaniu, w związku ze stwierdzonym stanem zdrowia podjęta została decyzja – przewieźć pacjentkę niezwłocznie do Poznania celem przeprowadzenia koronografii.
Dwa – trzy lata temu zdarzyła się podobna sytuacja. Także, z powody złego samopoczucia, Z. poszła do lekarza, i także dostała tam lekki zawał. Oczywiście, wówczas przez kilka dni leżała w szpitalu. Jej siostra - nie kojarzę, czy starsza, czy młodsza - miała mniej szczęścia. Dostała (chyba z cztery lata temu) zawał na ulicy i pomoc przyszła za późno.
W karetce dostała zawał. Pewnie to, że w karetce, uratowało jej życie. Potem została poddana koronografie. Do teraz nie mam wiadomości, co w takich przypadkach jest dobrą wiadomością.
Oczywiście o tym wszystkim nie dowiedziałem się ani od zięcia, (który, już w Poznaniu był na miejscu), ani od mojej córki, ani od byłej żony. Zadzwonił do mnie ktoś znający te nasze „stosunki” z pytaniem, czy wiem. Córka, gdy powiedziałem jej, że powinna mnie powiadomić, obraziła się na mnie. Była żona także, ale potem jedna zadzwoniła, gdy miała kolejne informacje.
Córka dostała ode mnie list o treści:
>>Przepraszam
Data i godzina: 05.09.2008 18:09
Dzisiaj nie od tego powinienem zacząć a zapytać, jaka jest sytuacja.
Mam żal oczywiście (w tym przypadku także i do Ciebie, chociaż nie tylko), ale Twój zarzut, że ciągle mam do Ciebie pretensje jest niesłuszny.
Po narodzinach K. mówiłem Ci, że mam pretensje, że nikt mnie nie powiadomił, ale bardzo wyraźnie Ci mówiłem, że do Ciebie absolutnie o to pretensji nie mam. Wyraźnie Ci to mówiłem. Jakże bym mógł. Byłaś przecież całkiem niedługo po porodzie. Nie wydaje mi się, abyś o tym zapomniała.
Nie wiem więc, dlaczego tak mówisz o jakimś "ciągle". Nie wiem, po co na siłę nastawiasz się wrogo do mnie, wbrew logice i faktom.
Poza tym, od czasu, gdy wyjechałem, dopiero zaczęło się mocno psuć a przecież nie dałem ku temu żadnego, dodatkowego powodu. Zresztą ja chciałem wyjechać z końcem sierpnia.
Tą myśl poniżej sformułowałem 1. września nocą. Są tacy, którzy tego nie zauważają a przecież: cierpienie za okazaną dobroć jest wiele dotkliwsze, niż sądzą ci, którzy takiej traumy nie przeżyli.<<
Odpowiedź jej, to:
>>Re: Przepraszam
Data i godzina: 05.09.2008 21:03
W tytule przepraszasz a w treści się czepiasz. Mam już tego dosyć. Jak tak mają wyglądać Twoje meile i telefony, to nie chce ich od Ciebie dostawać. Zmień się, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.<<
Ja z kolei napisałem do niej:
>>Dot. dwóch poprzednich
Data i godzina: 05.09.2008 22:15
Wypowiem się pod warunkiem, że poznam listę Waszych gości, już niekoniecznie ze wskazaniem niechętnych mi, (chociaż wolałbym). Sądziłem, że dobrze wiem, kogo będziecie gościć na przyjęciu (z wyjątkiem przyszłej chrzestnej K., z którą na pewno bliżej się nie znamy).
Gdy wyłączyć rodzeństwo nieuczestniczące, to niezwykle krótka lista – jak sądziłem.
A czy pytaliście jeszcze o zdanie tych gości, którzy mogą nie przyjąć zaproszenia, jeśli mnie wykluczycie z sobotniego przyjęcia?
Ten, kto zainicjował wykluczenie mnie, burzy wszelkie mosty między nami a w miejscu przyczółków kopie wilcze doły i stawia zasieki.<<
Moje dygresja w kontekście całej tej sprawy: jak dobrze, że postanowiłem nie informować Z. o SMS-ie od zięcia (jej syna) oraz dwóch (w środę i czwartek)maili od mojej córki o identycznej treści. Wklejam drugi mail:
>>Chrzciny K.
Data i godzina: 04.09.2008 15:46
W związku z tym, że część gości nie chce przyjąć zaproszenia na chrzciny ze względu na Ciebie, a inna część gości będzie się bardzo źle czuła w Twoim towarzystwie, proponuję żebyś przyjechał z A. w sobotę do kościoła, a do nas byście przyszli na poczęstunek w niedzielę. A. nie mogłaby być w sobotę, ponieważ rodzeństwo W. by się czuło urażone.
A.<<
Miałbym teraz wyrzuty sumienia, że się przyczyniłem do tego, iż serce omal Z. nie pękło. O powodach, dlaczego tak się mogło stać, już pisałem. Dodatkowo, jak sądzę, świadomość konieczności poddania się ryzykownej operacji (nie wiem, czy koronografie jest zabiegiem, czy operacją) wywołała stres skutkujący zawałem.
Wracając do kolejności chronologicznej, na ten z 05.09.2008 22:15, oczywiście, dostałem odpowiedź:
>>Re: Dot. dwóch poprzednich
Data i godzina: przedwczoraj 08:42
W obecnej sytuacji chrzciny zostają zawieszone. Jedyną osobą, która chętnie by Cię widziała na chrzcinach jest teraz w szpitalu. Dla reszty byłbyś obojętny, albo z obawy przed Twoimi szantażami i złośliwościami, niemile widziany. Z tej też obawy nie podam Ci naszej listy gości, bo zaczniesz do nich wydzwaniać i pytać dlaczego nie chcą Cię widzieć na tej uroczystości. M. (przyszłą chrzestną)chciałeś w podstępny sposób (dzwoniąc do jej pracodawcy) pozbyć się jej pracy (chyba o tym zapomniałeś, a ona na pewno nie).
Jeśli wszystko co do Ciebie piszę sprowadza Cię do refleksji z ostatniego Twojego zdania, to dalsza konwersacja z Tobą nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Jak dla mnie to to zdanie pasuje do Ciebie.<<
Potem odpowiedziałem tak:
>>Już dzwoniłem, zaraz po SMS-ie od W.
Data i godzina: przedwczoraj 09:53
Do wszystkich, potencjalnie niechętnych mi, oprócz M., bo nadal jej nie kojarzę.
Ja rzeczywiście nie przypominam sobie absolutnie takiej sytuacji, jaką opisujesz. Pewnie dlatego, że jeśli nawet dzwoniłem, to na czyjąś prośbę - i dlatego mogłem o tym zapomnieć. A jeśli Wy naprawdę pytaliście ją, czy coś takiego pamięta, to nie mam słów.
Jakie to szczęście, że o SMS-ie od W. i mailach od Ciebie postanowiłem nic nie mówić Twojej teściowej. Zaraz po otrzymaniu SMS-a tak postanowiłem a maile w słuszności tego mnie utwierdziły.
Co do ostatniego Twojego akapitu, to nie kierowałem tego na pewno do Ciebie, bo nie przyszło mi do głowy, abyś Ty to wymyśliła. A napisałem poprzedni list, bo o to prosiłaś, nawet bardzo, zważywszy na przysłanie mi tego samego dwa razy - dzień po dniu. Teraz piszę gwoli jasności, chociaż wiem, że nie wyjaśni to niczego w obecnej woli rozumienia moich myśli.
Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie. Może to jest sposób na oczyszczenie. Potem, kiedyś, napisz jakiś pogodny list, bo na inne odpowiedź za dużo mnie kosztuje (serce może pęknąć - patrz moją myśl z 1. września) a muszę się zająć nową pracą i przyszłością.
A, jeszcze to: jasne, że przeprosiłem Cię. Oczywiście, tylko za to, za co uznałem, że przeprosiny należą Ci się.<<
Mam nadzieję, że Z. przeżyje. Trzeba tu zaznaczyć, że mam dostęp informacji także od osób spoza rodziny.
Ale swoją drogą, skoro Oni nie widzą tych wszystkich (wg. mojej subiektywnej oceny) niegodziwości, to może tych niegodziwości nie ma - a ja mam jakieś obsesje?
No, ale dwoje psychologów tego nie zauważyło? A Z? Co z nią? Czym się tak przejmowała, że brała tabletki uspokajające? Też ma ze sobą problemy psychiczne?
Miałem, częściowo jedynie uzasadnioną, przerwę w jeżdżeniu rowerem. W piątek jeździłem z córką. Wprawdzie nie namawiała mnie jakoś a tylko powiedziała, że, a ja od razu wyraziłem zgodę, ale ten impuls był mi potrzebny. Zanim doszły te niepokojące wieści. Byliśmy na Bielanach. Przejechaliśmy 16 km. Jak na kilkudniową (prawie 10. Dniową) przerwę, to nieźle. Nie dostałem zakwasów, czemu się dziwię.
W sobotę, znów z córką, zaliczyliśmy ponad 28 km. Byliśmy na Pradze, przy Stadionie X-lecia. Córka tego nigdy stadionu nie widziała. Objechaliśmy stadion dookoła a przez bramę główną mieliśmy okazję popatrzeć nieco na skoki motocyklowe – pożegnalną imprezę przed jego przebudową – a właściwie przed zburzeniem. W miejsce tego stadionu ma powstać Stadion Narodowy.
Przypomniałem sobie – i powiedziałem to córce, – że tą bramą wbiegałem na finisz na stadionie, po ukończeniu biegu maratońskiego. Było to we wrześniu 1982 roku.
Po południu pojechaliśmy komunikacją miejską do Marek, do babci partnera tanecznego córki. Zostaliśmy tam ugoszczeni drinkami. Pogadaliśmy o tym i o owym a przede wszystkim o planach tanecznych. Wróciliśmy także komunikacją miejską.
W niedzielę jeździliśmy w dwóch etapach. Najpierw z córką byliśmy w chińskiej restauracji „Wook” w centrum a na koniec tego etapu w „Lidlu” po lody. Potem, już sam, pojechałem do Marek po okulary do czytania, które w sobotę zostawiłem. Córka natomiast z koleżanką, były na starówce, także rowerami.
Nie liczę kilometrów córce – jedynie jakoś przy okazji. Ja natomiast wykręciłem w niedzielę ponad 45 km., co jest rekordem jednego dnia. Nie czułem zmęczenia.
Gdy byłem w Markach, zatelefonowała do mnie najlepsza koleżanka teściowej córki – Pani K. Zapytała mnie, czy mam jakieś wiadomości o Z. Powiedziałem, że nie – i że traktuję to jako dobrą wiadomość. Ona zaś powiedziała, że niekoniecznie. W sobotę bowiem Z. przebudziła się. Była jednak niespokojna i bardzo pobudzona. Ja uważam, że jest w niej tak wielka wola życia, że nawet to jej (paradoksalnie) szkodzi. Widocznie i lekarze tak uważają, bowiem wprowadzili ją w śpiączkę farmakologiczną. Obecnie ta śpiączka jest utrzymywana.
K. powiedziała mi, że ktoś (chyba zięć) wymógł na mojej b. żonie, że nie ma się Z. pokazywać w szpitalu. Uważam to za całkiem słuszne. Skoro bowiem moja b. żona, wchodząc do córki na I piętro (w darowanym zięciowi przez jego matkę Z. domu), czy schodząc od niej, moja b. żona nie zauważała Z. jej na parterze, to co ma do odwiedzania Z. w szpitalu. Rzeczywiście, byłoby to niewskazane i takie koniunkturalne. Jasno z tego wynika, że zachowanie zięcia wobec mnie i mojej b. żony jest takie właśnie, bo gdy dochodzi do ekstremalnych zdarzeń, zięć potrafi właściwie ocenić sytuację i potencjalne niebezpieczeństwo. Ciekawe, jak to mojej b. żonie przekazali, aby się nie ważyła pokazać Z. na oczy.
Szkoda mi Z., naprawdę szkoda. Wzięła na siebie całe odium nawarstwionych, negatywnych ocen i zdarzeń. Nie tak dawno pisałem, że mi jej szkoda, jakby intuicyjnie czując nadchodzące „tąpnięcie”.
Ludzi trzeba uszanować zawsze a nie tylko w takich sytuacjach. Nie można zachowywać się, jak moja b. żona, traktując ludzi na zasadzie:, „kto nie jest ze mną, jest przeciw mnie”.
W Markach, przy lodach, (wywołana moją rozmową z K.) wywiązała się dyskusja o tych sprawach, o mojej sytuacji po rozwodzie a przed podziałem majątku. Oprócz gospodyni były tam jeszcze trzy osoby.