Komentarze: 0
Trudno, abym był pewien a tym bardziej abym przesądzał, że zawał Z. wywołał przemyślenia mogące mieć wpływ na zachowanie mojej starszej córki oraz zięcia względem mnie. Wprawdzie najstarszy brat zięcia, jak już wcześniej pisałem, przygroził mu, ale co innego syn a co innego zięć.
Nic więc dziwnego, że zastanawiałem się, jak zachować się wobec córki w kwestii odwiedzin.
Byłem także u znajomej, która ma wspólne z Z. interesy i ona we wszystkim jest zorientowana. Nie umiała mi podpowiedzieć. W końcu wpadłem w pewną pułapkę, nie wiedząc, czy lepiej nie odwiedzać i tego rodzaju stres przeżyć, czy odwiedzać w grobowej atmosferze.
Tak zeszło do popołudnia. Przed 16. szedłem sobie po S. Spotkałem syna, który szedł z kolegą. Pogadałem z nim o różnych duperelach, nic konkretnego.
W międzyczasie wyszła moja b. żona z biura, bo umówiona była z nim. Zapytałem ją, jak mam się zachować wobec córki biorąc pod uwagę, że zniechęciła do kogo się z rodziny dało. Obraziła się, że nie.
Potem zadzwoniła do mnie i powiedziała, że i ona z zięciem nie jest obecnie w dobrych stosunkach i że mam do córki zadzwonić, to się dowiem, co ona sądzi i moich odwiedzinach. Mając na uwadze jej zachowanie przed chorobą Z. w kontekście planowanych chrzcin, zatelefonowanie do córki nie było dla mnie łatwe. Był zresztą czas, że nie odbierała ode mnie telefonów, co b. żonie powiedziałem.
Potem, wiedząc, że b. żona tam już jest i może coś powie, zadzwoniłem do córki. Odebrała. Zapytałem, jak obecnie ma się kwestia moich odwiedzin. Powiedziała, że mogę ją odwiedzić stwierdziła, ale że w tym czasie jest to niemożliwe. Gdy zapytałem, czy z powodu obecności b. żony – potwierdziła.
Gdy powiedziałem, że zięcia wolałbym nie zastać powiedziała, że on wraca z pracy ok. godz. 18.00.
Umówiłem się więc na jutro, na godz. 10.00.