Komentarze: 0
Dawno nie zapamiętałem ze snu tak wielu szczegółów, jak ze snu z niedzieli na poniedziałek. Nie wiem, o czym może to świadczyć. Może to dowodzi, że moja psyche dochodzi stopniowo do spokoju.
Tym razem we śnie znalazłem się znów w rodzinnych stronach, przy drodze pomiędzy miejscowością U. a miastem K., w lesie, na biegnącej po prawej stronie, wzdłuż asfaltowej szosy, leśnej drodze. Po lewej stronie tej polnej drogi, czyli między szosą a tą leśną drogą rosły krzaki wysokie na ok. 2 m. Zauważyłem, że na tych krzakach śliwki węgierki, wyjątkowo dorodne. Widziałem jednak tylko leżące na ziemi, pod krzakami a to dlatego tak sobie kojarzyłem we śnie), że mieszkańcy miasta K. Zrywali tu owoce leśne. Ja tą drogą chyba biegłem i dlatego, mimo, że miałem apetyt na śliwki, to nie podniosłem żadnej ani nie wróciłem, by szukać na krzakach. Nie zrobiłem tego mimo, iż miałem świadomość, że dalej są już tylko inne owoce a ryzyko, że nie będzie nic było tym większe, że zbliżałem się do miasta K., a więc na krzakach, silą rzeczy, musiało być mniej owoców (jakichkolwiek), bo im bliżej, tym więcej ludzi mogło je obrywać.
Dalej rzeczywiście były znów krzaki, ale rosły na nich maliny. Na ziemi ich nie widziałem na krzakach bardzo niewiele. Ja zerwałem i zjadłem jedną.
Szedłem lub biegłem dalej tą leśną drogą, która w pewnym momencie skręciła bardziej w las. Cały czas po lewej stronie były krzaki z owocami, może jeżynami, ale nie zatrzymywałem się i nie zrywałem ich.
Tak dotarłem do mocno wyjeżdżonej, polnej drogi na skraju lasu. Skręciłem w nią w prawo. Dotarłem do wsi i ścieżką pomiędzy dwoma zabudowaniami wiejskimi wyszedłem na główną drogę biegnącą przez tą wieś. Na tej drodze spotkałem czarnego psa z białą łatą z przodu, który był albo strachliwy, albo przyjazny. Inny natomiast pies ujadał głośno na mnie, będąc uwiązany na łańcuchu na podwórzu gospodarstwa, które minąłem po lewej stronie. Widziałem, że tego szczekającego psa usiłowała uspokoić jakaś nieznana mi, młoda kobieta, jednak nieskutecznie.
Chciałem wiedzieć, jaka to wieś, ale nie pytałem. W świadomości mojej pojawiło się, nie wiem skąd, że wieś ta nazywa się Suchodoły. Nazwę tą znam z opowiadań mojej mamy, zaś sam nigdy w niej nie byłem. To miejscowość, z której pochodził jeden z ubiegających się (nieskutecznie) o rękę mojej mamy a działo się to na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku.
Postanowiłem wrócić tą samą ścieżką i drogą, którą dotarłem do tej wsi. Na ścieżce spotkałem tego spokojnego psa, ale na mój widok uciekł.
Wróciłem do lasu. Cały czas byłem przekonany, że jestem w dresie. Ten las jest w kompleksie, gdzie biegaliśmy na początku lat 70. w ramach treningów lekkoatletycznych. Tymczasem w lesie, na skraju, zobaczyłem, że wiszą na nisko znajdującej się gałęzi, ubrania. Rozpoznałem na jednym z wieszaków mój czarny płaszcz 3/4 jesienno – zimowy a pod nim moją marynarkę ze znaczkiem w klapie, dowodzącym ukończenie szkoły oficerskiej. Akurat przechodził tamtędy starszy mężczyzna wszystkie wieszaki z ubraniami, także z moimi. Ja zareagowałem. Dogoniłem go i wyrwałem mu swoje mówiąc mu, że zdjąłem i powiesiłem zna tej gałęzi, bo było mi za ciepło. W tym momencie uświadomiłem sobie, że nie jestem w dresie.
Czy sen ten ma jakiś związek z pracą (pośrednictwo w obrocie nieruchomościami), którą rozpoczynam, której zarobek będzie wynikowy, zależny od moich umiejętności, zaangażowania i łutu szczęścia?
Czy ten sen ma związek z życzeniem mojej mamy, niespełnionym, abym ożenił się z A., mieszkającą w mieście K., od kilkunastu lat rozwódką, z którą spotkałem się na początku sierpnia na weselu naszej (nas obojga) chrześniaczki? Odniosłem wówczas wrażenie, że nie jestem jej obojętny.
Czy ten sen ma jakiś związek z tym, że wybrałem się w poniedziałek do pracy w marynarce a pogoda była taka, że gdybym wziął kurtkę ze snu, byłbym ubrany stosownie do temperatury na dworze?
Od 11. byłem na szkoleniu i potem pracowałem. Szefowa oddziału powiedziała mi, że następnego dnia mam już pracować tak, jak inni agenci, także w terenie, organizując i biorąc udział w spotkaniach.
Po południu byłem u brata i zaspokoiłem apetyt na śliwki węgierki, bo miał takowe. Zjadłem trzy, ale tylko jedna była dojrzała i słodka. Poza tym, jedna tylko była dorodna, ale tą pozostawiłem.