Najnowsze wpisy, strona 39


wrz 17 2008 Jeszcze niezorganizowany
Komentarze: 1

Jak już pisałem, wdrażam się do roli pośrednika w obrocie nieruchomościami. Przez to wszystko jestem tak jeszcze niezorganizowany, że brakuje mi czasu dla siebie (w sensie bardziej osobistym, tj. zajęcia się sobą w sensie zaspokojenia potrzeb uczuciowych).

Tak w poniedziałek, jak i we wtorek byłem dość długo w pracy. We wtorek pojechałem, wyjątkowo, samochodem. Spowodowanego było tym, że córka była ze swoim partnerem na próbie do programu TVP 1, „Jaka to melodia”, gdzie mają występować w oprawie tanecznej. Po programie mieli zamiar jeszcze potrenować, ale ich pobyt trwał dłużej, niż przewidywał choreograf i nic z treningu nie wyszło.

wiktim : :
wrz 16 2008 Co może oznaczać ten sen – 42
Komentarze: 0

 

Znów zapamiętałem, tym razem dwa wątki.

W pierwszym śniłem, że byłem w Wilnie. Obok pomnika Mickiewicza, po lewej stronie jest biblioteka, chyba uniwersytecka. Wszedłem do tej biblioteki a tam spotkałem naszego prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz jego brata Jarosława. Byli jeszcze z kilkoma osobami. Opowiadali oni o swoim, nieudanym dzieciństwie i o młodości. Mówili, że nie byli lubiani przez rówieśników. Lech narzekał, że był taki mały, iż kiedyś, gdy siedział na sedesie i załatwił potrzebę fizjologiczną, to nikt mu nie chciał pomóc w zejściu z tego sedesu a sam, z powodu wzrostu nie był w stanie.

Z kolei Jarosław zazdrościł bratu właściwej sprawności seksualnej w latach młodzieńczych. Opowiadał, że on sam miał z tym problem, bo nawet jeśli nie wiadomo jak się starał, jak bardzo miał mocny wzwód, to nijak nie potrafił doprowadzić do ejakulacji, co bardzo go męczyło i nie pozwalało na próby nawet zbliżenia do kobiet.

Później wszyscy chodziliśmy po terenie budynku i okazało się, że jest on w złym stanie technicznym. Chodziliśmy po schodach bez żadnych poręczy i zabezpieczeń.

Gdy jednak wyszliśmy z budynku, to okazało się, że jesteśmy na skwerze lub też na terenie patio z tyłu poznańskiego zamku na ul. Św. Marcin, ale od strony Al. Niepodległości.

W drugim wątku znalazłem się w mieszkaniu na wsi, gdzie obecnie mieszka b. żona z synem. Okazało się, że w mieszkaniu przerabiane jest usytuowanie drzwi wejściowych. Został wybudowany dodatkowy murek a drzwi tak osadzone, że obecnie, po ich uchyleniu widać teren przed blokiem, co przedtem nie było możliwe (w rzeczywistości nie jest to możliwe, bo nie ma miejsca, aby taką przeróbkę zrobić). Drzwi te nie były jeszcze stabilne. Przyjechałem jako gość, już po rozwodzie, aby zabrać nieco swoich i przeznaczonych dla mnie przedmiotów. W mieszkaniu zastałem b. żonę i syna, ale oni zaraz pojechali, każdy swoim samochodem, do pracy. Zostałem sam. Przez drzwi zajrzała sąsiadka, WP, ale gdy mnie zobaczyła, to zniknęła.

Po niedługim czasie przyjechała moja starsza córka ze swoim mężem i z wnukami. Córka bez specjalnych czułości przywitała się ze mną. Ja w tym momencie miałem w ręku kluczyki od używanego obecnie samochodu. Gdy witał się ze mną starszy wnuk, córka, ni to żartem, ni to serio powiedziała, że te kluczyki (w rozumieniu, że samochód), to prezent dla wnuka. Ja poczułem się bardzo pokrzywdzony takim stwierdzeniem. Zacząłem głośno i płaczliwie narzekać, że chcą mnie ograbić ze wszystkiego, nawet samochód mi zabrać. Zawsze w takich przypadkach robię to przez sen, słyszalnie.

W tym samym jednak czasie uświadamiałem sobie także, że zięć zupełnie mnie ignorowali i nawet przez moment nie zasugerował, że zamierza się ze mną przywitać.

Sen zakończył się na tym, ponieważ obudziła mnie koleżanka córki, która zapukała do moich drzwi, że mam zamknąć drzwi wejściowe, gdyż ona nie ma kluczy a wyjeżdżała do domu.

wiktim : :
wrz 16 2008 Co może oznaczać ten sen – 41
Komentarze: 0

Dawno nie zapamiętałem ze snu tak wielu szczegółów, jak ze snu z niedzieli na poniedziałek. Nie wiem, o czym może to świadczyć. Może to dowodzi, że moja psyche dochodzi stopniowo do spokoju.

 

Tym razem we śnie znalazłem się znów w rodzinnych stronach, przy drodze pomiędzy miejscowością U. a miastem K., w lesie, na biegnącej po prawej stronie, wzdłuż asfaltowej szosy, leśnej drodze. Po lewej stronie tej polnej drogi, czyli między szosą a tą leśną drogą rosły krzaki wysokie na ok. 2 m. Zauważyłem, że na tych krzakach śliwki węgierki, wyjątkowo dorodne. Widziałem jednak tylko leżące na ziemi, pod krzakami a to dlatego tak sobie kojarzyłem we śnie), że mieszkańcy miasta K. Zrywali tu owoce leśne. Ja tą drogą chyba biegłem i dlatego, mimo, że miałem apetyt na śliwki, to nie podniosłem żadnej ani nie wróciłem, by szukać na krzakach. Nie zrobiłem tego mimo, iż miałem świadomość, że dalej są już tylko inne owoce a ryzyko, że nie będzie nic było tym większe, że zbliżałem się do miasta K., a więc na krzakach, silą rzeczy, musiało być mniej owoców (jakichkolwiek), bo im bliżej, tym więcej ludzi mogło je obrywać.

Dalej rzeczywiście były znów krzaki, ale rosły na nich maliny. Na ziemi ich nie widziałem na krzakach bardzo niewiele. Ja zerwałem i zjadłem jedną.

Szedłem lub biegłem dalej tą leśną drogą, która w pewnym momencie skręciła bardziej w las. Cały czas po lewej stronie były krzaki z owocami, może jeżynami, ale nie zatrzymywałem się i nie zrywałem ich.

Tak dotarłem do mocno wyjeżdżonej, polnej drogi na skraju lasu. Skręciłem w nią w prawo. Dotarłem do wsi i ścieżką pomiędzy dwoma zabudowaniami wiejskimi wyszedłem na główną drogę biegnącą przez tą wieś. Na tej drodze spotkałem czarnego psa z białą łatą z przodu, który był albo strachliwy, albo przyjazny. Inny natomiast pies ujadał głośno na mnie, będąc uwiązany na łańcuchu na podwórzu gospodarstwa, które minąłem po lewej stronie. Widziałem, że tego szczekającego psa usiłowała uspokoić jakaś nieznana mi, młoda kobieta, jednak nieskutecznie.

Chciałem wiedzieć, jaka to wieś, ale nie pytałem. W świadomości mojej pojawiło się, nie wiem skąd, że wieś ta nazywa się Suchodoły. Nazwę tą znam z opowiadań mojej mamy, zaś sam nigdy w niej nie byłem. To miejscowość, z której pochodził jeden z ubiegających się (nieskutecznie) o rękę mojej mamy a działo się to na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku.

Postanowiłem wrócić tą samą ścieżką i drogą, którą dotarłem do tej wsi. Na ścieżce spotkałem tego spokojnego psa, ale na mój widok uciekł.

Wróciłem do lasu. Cały czas byłem przekonany, że jestem w dresie. Ten las jest w kompleksie, gdzie biegaliśmy na początku lat 70. w ramach treningów lekkoatletycznych. Tymczasem w lesie, na skraju, zobaczyłem, że wiszą na nisko znajdującej się gałęzi, ubrania. Rozpoznałem na jednym z wieszaków mój czarny płaszcz 3/4 jesienno – zimowy a pod nim moją marynarkę ze znaczkiem w klapie, dowodzącym ukończenie szkoły oficerskiej. Akurat przechodził tamtędy starszy mężczyzna wszystkie wieszaki z ubraniami, także z moimi. Ja zareagowałem. Dogoniłem go i wyrwałem mu swoje mówiąc mu, że zdjąłem i powiesiłem zna tej gałęzi, bo było mi za ciepło. W tym momencie uświadomiłem sobie, że nie jestem w dresie.

 

Czy sen ten ma jakiś związek z pracą (pośrednictwo w obrocie nieruchomościami), którą rozpoczynam, której zarobek będzie wynikowy, zależny od moich umiejętności, zaangażowania i łutu szczęścia?

Czy ten sen ma związek z życzeniem mojej mamy, niespełnionym, abym ożenił się z A., mieszkającą w mieście K., od kilkunastu lat rozwódką, z którą spotkałem się na początku sierpnia na weselu naszej (nas obojga) chrześniaczki? Odniosłem wówczas wrażenie, że nie jestem jej obojętny.

Czy ten sen ma jakiś związek z tym, że wybrałem się w poniedziałek do pracy w marynarce a pogoda była taka, że gdybym wziął kurtkę ze snu, byłbym ubrany stosownie do temperatury na dworze?

 

Od 11. byłem na szkoleniu i potem pracowałem. Szefowa oddziału powiedziała mi, że następnego dnia mam już pracować tak, jak inni agenci, także w terenie, organizując i biorąc udział w spotkaniach.

Po południu byłem u brata i zaspokoiłem apetyt na śliwki węgierki, bo miał takowe. Zjadłem trzy, ale tylko jedna była dojrzała i słodka. Poza tym, jedna tylko była dorodna, ale tą pozostawiłem.

wiktim : :
wrz 14 2008 Oczywiście, żadnych wiadomości
Komentarze: 0

Jedynie młodsza córka (z którą mieszkam w Warszawie) powiedziała mi, że wie od matki, iż Z. została odłączona od aparatury. Z drugiej jednak strony, brak wiadomości jest dobrą wiadomością.

wiktim : :
wrz 14 2008 Udręczona Z. – matka zięcia
Komentarze: 0

Ponieważ źle się czuła, poszła w piątek do lekarza. Po badaniu, w związku ze stwierdzonym stanem zdrowia podjęta została decyzja – przewieźć pacjentkę niezwłocznie do Poznania celem przeprowadzenia koronografii.

Dwa – trzy lata temu zdarzyła się podobna sytuacja. Także, z powody złego samopoczucia, Z. poszła do lekarza, i także dostała tam lekki zawał. Oczywiście, wówczas przez kilka dni leżała w szpitalu. Jej siostra - nie kojarzę, czy starsza, czy młodsza - miała mniej szczęścia. Dostała (chyba z cztery lata temu) zawał na ulicy i pomoc przyszła za późno.

W karetce dostała zawał. Pewnie to, że w karetce, uratowało jej życie. Potem została poddana koronografie. Do teraz nie mam wiadomości, co w takich przypadkach jest dobrą wiadomością.

Oczywiście o tym wszystkim nie dowiedziałem się ani od zięcia, (który, już w Poznaniu był na miejscu), ani od mojej córki, ani od byłej żony. Zadzwonił do mnie ktoś znający te nasze „stosunki” z pytaniem, czy wiem. Córka, gdy powiedziałem jej, że powinna mnie powiadomić, obraziła się na mnie. Była żona także, ale potem jedna zadzwoniła, gdy miała kolejne informacje.

Córka dostała ode mnie list o treści:

>>Przepraszam
Data i godzina: 05.09.2008 18:09


Dzisiaj nie od tego powinienem zacząć a zapytać, jaka jest sytuacja.
Mam żal oczywiście (w tym przypadku także i do Ciebie, chociaż nie tylko), ale Twój zarzut, że ciągle mam do Ciebie pretensje jest niesłuszny.
Po narodzinach K. mówiłem Ci, że mam pretensje, że nikt mnie nie powiadomił, ale bardzo wyraźnie Ci mówiłem, że do Ciebie absolutnie o to pretensji nie mam. Wyraźnie Ci to mówiłem. Jakże bym mógł. Byłaś przecież całkiem niedługo po porodzie. Nie wydaje mi się, abyś o tym zapomniała.
Nie wiem więc, dlaczego tak mówisz o jakimś "ciągle". Nie wiem, po co na siłę nastawiasz się wrogo do mnie, wbrew logice i faktom.
Poza tym, od czasu, gdy wyjechałem, dopiero zaczęło się mocno psuć a przecież nie dałem ku temu żadnego, dodatkowego powodu. Zresztą ja chciałem wyjechać z końcem sierpnia.
Tą myśl poniżej sformułowałem 1. września nocą. Są tacy, którzy tego nie zauważają a przecież: cierpienie za okazaną dobroć jest wiele dotkliwsze, niż sądzą ci, którzy takiej traumy nie przeżyli.<<

Odpowiedź jej, to:

>>Re: Przepraszam
Data i godzina: 05.09.2008 21:03


W tytule przepraszasz a w treści się czepiasz. Mam już tego dosyć. Jak tak mają wyglądać Twoje meile i telefony, to nie chce ich od Ciebie dostawać. Zmień się, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.<<

Ja z kolei napisałem do niej:

>>Dot. dwóch poprzednich
Data i godzina: 05.09.2008 22:15


Wypowiem się pod warunkiem, że poznam listę Waszych gości, już niekoniecznie ze wskazaniem niechętnych mi, (chociaż wolałbym). Sądziłem, że dobrze wiem, kogo będziecie gościć na przyjęciu (z wyjątkiem przyszłej chrzestnej K., z którą na pewno bliżej się nie znamy).
Gdy wyłączyć rodzeństwo nieuczestniczące, to niezwykle krótka lista – jak sądziłem.
A czy pytaliście jeszcze o zdanie tych gości, którzy mogą nie przyjąć zaproszenia, jeśli mnie wykluczycie z sobotniego przyjęcia?

Ten, kto zainicjował wykluczenie mnie, burzy wszelkie mosty między nami a w miejscu przyczółków kopie wilcze doły i stawia zasieki.<<

Moje dygresja w kontekście całej tej sprawy: jak dobrze, że postanowiłem nie informować Z. o SMS-ie od zięcia (jej syna) oraz dwóch (w środę i czwartek)maili od mojej córki o identycznej treści. Wklejam drugi mail:

>>Chrzciny K.
Data i godzina: 04.09.2008 15:46


W związku z tym, że część gości nie chce przyjąć zaproszenia na chrzciny ze względu na Ciebie, a inna część gości będzie się bardzo źle czuła w Twoim towarzystwie, proponuję żebyś przyjechał z A. w sobotę do kościoła, a do nas byście przyszli na poczęstunek w niedzielę. A. nie mogłaby być w sobotę, ponieważ rodzeństwo W. by się czuło urażone.
A.<<

Miałbym teraz wyrzuty sumienia, że się przyczyniłem do tego, iż serce omal Z. nie pękło. O powodach, dlaczego tak się mogło stać, już pisałem. Dodatkowo, jak sądzę, świadomość konieczności poddania się ryzykownej operacji (nie wiem, czy koronografie jest zabiegiem, czy operacją) wywołała stres skutkujący zawałem.

Wracając do kolejności chronologicznej, na ten z 05.09.2008 22:15, oczywiście, dostałem odpowiedź:

>>Re: Dot. dwóch poprzednich
Data i godzina: przedwczoraj 08:42


W obecnej sytuacji chrzciny zostają zawieszone. Jedyną osobą, która chętnie by Cię widziała na chrzcinach jest teraz w szpitalu. Dla reszty byłbyś obojętny, albo z obawy przed Twoimi szantażami i złośliwościami, niemile widziany. Z tej też obawy nie podam Ci naszej listy gości, bo zaczniesz do nich wydzwaniać i pytać dlaczego nie chcą Cię widzieć na tej uroczystości. M. (przyszłą chrzestną)chciałeś w podstępny sposób (dzwoniąc do jej pracodawcy) pozbyć się jej pracy (chyba o tym zapomniałeś, a ona na pewno nie).

Jeśli wszystko co do Ciebie piszę sprowadza Cię do refleksji z ostatniego Twojego zdania, to dalsza konwersacja z Tobą nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Jak dla mnie to to zdanie pasuje do Ciebie.<<

Potem odpowiedziałem tak:

>>Już dzwoniłem, zaraz po SMS-ie od W.
Data i godzina: przedwczoraj 09:53


Do wszystkich, potencjalnie niechętnych mi, oprócz M., bo nadal jej nie kojarzę.

Ja rzeczywiście nie przypominam sobie absolutnie takiej sytuacji, jaką opisujesz. Pewnie dlatego, że jeśli nawet dzwoniłem, to na czyjąś prośbę - i dlatego mogłem o tym zapomnieć. A jeśli Wy naprawdę pytaliście ją, czy coś takiego pamięta, to nie mam słów.

Jakie to szczęście, że o SMS-ie od W. i mailach od Ciebie postanowiłem nic nie mówić Twojej teściowej. Zaraz po otrzymaniu SMS-a tak postanowiłem a maile w słuszności tego mnie utwierdziły.

Co do ostatniego Twojego akapitu, to nie kierowałem tego na pewno do Ciebie, bo nie przyszło mi do głowy, abyś Ty to wymyśliła. A napisałem poprzedni list, bo o to prosiłaś, nawet bardzo, zważywszy na przysłanie mi tego samego dwa razy - dzień po dniu. Teraz piszę gwoli jasności, chociaż wiem, że nie wyjaśni to niczego w obecnej woli rozumienia moich myśli.

Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie. Może to jest sposób na oczyszczenie. Potem, kiedyś, napisz jakiś pogodny list, bo na inne odpowiedź za dużo mnie kosztuje (serce może pęknąć - patrz moją myśl z 1. września) a muszę się zająć nową pracą i przyszłością.

A, jeszcze to: jasne, że przeprosiłem Cię. Oczywiście, tylko za to, za co uznałem, że przeprosiny należą Ci się.<<

Mam nadzieję, że Z. przeżyje. Trzeba tu zaznaczyć, że mam dostęp informacji także od osób spoza rodziny.

Ale swoją drogą, skoro Oni nie widzą tych wszystkich (wg. mojej subiektywnej oceny) niegodziwości, to może tych niegodziwości nie ma - a ja mam jakieś obsesje?

No, ale dwoje psychologów tego nie zauważyło? A Z? Co z nią? Czym się tak przejmowała, że brała tabletki uspokajające? Też ma ze sobą problemy psychiczne?

 

wiktim : :