Komentarze: 0
Dzwonił młody przewodniczący powiatowej organizacji partyjnej w S., namaszczony przeze mnie. Burmistrz skazany prawomocnie, będą więc za 3 m-ce wybory.
Muszę mu powiedzieć, że prasa, to siła. Ta lokalna także.
14.11.2008
Może to miejsce okaże się najlepsze.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Dzwonił młody przewodniczący powiatowej organizacji partyjnej w S., namaszczony przeze mnie. Burmistrz skazany prawomocnie, będą więc za 3 m-ce wybory.
Muszę mu powiedzieć, że prasa, to siła. Ta lokalna także.
14.11.2008
Śniłem, że zostałem zaproszony do S., gdzie miały odbyć się wybory do PKOl, oddziału powiatowego. Nie ma takich w rzeczywistości. Zapraszał mnie znajomy K., swego czasu działacz kulturalny i sportowy.
Zaproszenie miało związek z tym, że miałem zostać wybrany do zarządu. Doceniono bowiem w jakimś gronie moje zdolności organizatorskie.
Spotkanie miało miejsce na dość dużej sali a osób było ze sto. Na początek członkowie ustępującego zarządu zostali poproszeni do mniejszego pomieszczenia obok (wchodziło się wyżej, po schodkach). Ja nie wiedziałem na początku, kto miał tam być, więc wszedłem z nimi, ale poproszono mnie o wyjście, mówiąc, że to spotkanie ustępującego zarządu.
Szefową tego oddziału była pani mieszkająca na stałe w USA. Zupełnie jednak dobrze radziła sobie z prowadzeniem spraw i była za to bardzo ceniona i uznawana za wyjątkowo kompetentną.
Oczekiwana przeze mnie propozycja, abym był członkiem przyszłego zarządu wynikała także z tego, że jako mieszkający w Warszawie mogę wiele spraw lepiej tu właśnie załatwiać.
13.11.2008
Zadzwoniła babcia partnera tanecznego córki.
"A czy ty wiesz, że turniej w Łodzi zaczyna się o 9. rano?"
Wiem, odpowiedziałem. Będziemy musieli wstać o 5. rano, przepraszam, o 4. rano, aby o 5. wyjechać.
"A czy musimy startować w Mistrzostwach Polski?"
Odpowiedziałem, że zarówno poprzedni trener, jak i poprzednia konsultantka, jak i obecny trener twierdzą, że tancerze muszą mieć cel, bo trenowanie bez celu, bez dążenia di czegoś określonego jest bardzo trudne, wręcz demobilizujące.
Ona na to: "a tak daleko trzeba jeździć."
Odpowiedziałem: ja będę jeździł. A. chce, tak wiele poświęciła dla tańca, ma cel - oboje mają cel, więc im tego nie zabierajmy. Ja będę jeździł, gdzie trzeba, bez problemu.
"No dobra", odpowiedziała.
Potem jeszcze ja zadzwoniłem mówiąc, że A. świat by się zawalił, gdyby teraz zrezygnować. Tak wiele poświęciła dla tańca. Wcale nie musiała mieszkać w Warszawie a ja, mimo, iż na pewno bym się rozwiódł, to mogłem organizować swoje życie w innym, tańszym miejscu w Polsce.
"Ja tylko tak mówiłam" - stwierdziła babcia. "Z J. nie rozmawiałam na ten temat."
To dobrze, mówię, nie rozmawiaj z nim o tym, nie siej w nim wątpliwości.
Zgodziła się.
Na jak długo?
Obecnie bowiem wytworzyła się taka sytuacja, że w nowym klubie są na tych samych prawach. Do poprzedniego córka przyszła a oni byli u siebie. Mgli więc przeprowadzać swoje koncepcje a córka mogla się tylko zgodzić. Teraz to raczej córka jest górą, bo jej koncepcje są zbieżne z koncepcjami trenera. Gdy z partnerem mają różne zdania, to okazuje się, że gdy trener się wypowiada o danym problemie, jego zdanie pokrywa się z tym, co córka mówiła J.
Przyzwyczajeni do przeprowadzania swoich wizji teraz stracili grunt pod nogami i próbują budować swoją pozycję.
Mam nadzieję, że zwycięży jednak lepsza koncepcja.
Mówiłem babci, że 1,5 roku poszło na marne, bo nie ruszyli do przodu. Stracili raczej jeszcze, oboje. Teraz jest okazja, by zacząć, trzeba iść do przodu, bo znów potem okaże się, że nie ma efektu.
A efekt pozytywny musi być.
Musi być i już.
Potrzebny cel, czas i realizacja.
13.11.2008
I na zasadzie, że inni mają gorzej, pocieszyłem się (niestety) tym, w jakiej jestem sytuacji. Chandrę wywołał brak meldunku w Warszawie i brak (póki co) zarobku. Dodatkowym impulsem do złego samopoczucia był fakt, że jeden z klientów kupił dom gdzie indziej, bo taniej i bliżej Warszawy.
No cóż, inni mają większe problemy. Ja żyję, jestem (tfu, tfu) zdrowy i mam jeszcze na jakiś czas zapas finansowy.
12.11.2008
A to tyczy zięcia mojego brata. Tenże bowiem stwierdził, że skoro pracował, to dziecka nie powinien już bawić. Swojego dziecka!
To było usłyszane przeze mnie mimochodem
Skomentowałem to bratu, że ciąża jest nazywana stanem błogosławionym. Dziecko jest zaś szczęściem dla rodziców a nie jakąś karą. Bawienie się ojca z dzieckiem, to przyjemność a nie obowiązek. Radziłem mu ten temat dyskretnie wywołać przy najbliższym spotkaniu przy stole z rodzicami (rodziną) zięcia.
12.11.2008