Najnowsze wpisy, strona 29


lis 16 2008 Po turnieju
Komentarze: 0

Byliśmy na turnieju międzynarodowym w Elblągu. Totalna porażka.

Wrósiła zmiana klubu, co było rozważane już w połowie września. Zadecydują tancerze: córka i jej partner, ale ja swoje zdanie powiedziałem. Albo wiodący, warszawski klub albo konsultacje w Radomiu. Widzę potrzebę całkowitego przemeblowania, bo w tej stagnacji nie można funkcjonować. Córka widzi to tak samo, przy czym wraca myślami do poprzedniego patrnera twierdząc, że gdyby miała dość kasy na utrzymanie go w Warszawie, to ...

Moim zdaniem, tanecznie byłi parą wręcz idealną, lecz mentalnie rozbieżną.

Tanecznie bardzo do siebie pasowali, ale też on traktował córkę nie do przyjęcia dla niej. To spowodowało ich rozstanie, przez nią postanowione.

Córka bierze część winy za to na siebie, że nie odwzajemniała pewnych sygnałów, wręcz odrzucała.

Ja to wiem. Zbyt surowe wychowanie, nie moje, o nie.

Obecny partner córki oświadczył, że wypowie się później, jakie widzi możliwości.

19.10.2008

wiktim : :
lis 16 2008 Co może oznaczać ten sen - 52
Komentarze: 0

Śniłem, że byłem na jakimś ogrodzonym terenie, ale nie utwardzonym. Przez bramę otwierając ją impetem, wjechał pusty autobus kierowany przez redaktorkę lokalnej gazety w S. (skąd niedawno wyprowadziłem się do Warszawy). Ja stałem w grupie osób. Gdy ona wjechałato zamierzyła zawrócić. Szło jej to nieporadznie, bardzo nawet. W pewnym momencie, widząc to, z grupy wyszedł (niby go znałem, niby nie) bardzo doświadczony kierowca. Chciał jej pomóc a najbardziej zawrócić owym autobusem osobiście. Ja próbowałem też pomóc mówiąc, jak daleko ma cofać, abyw coś, np. w ogrodzenie, nie uderzyć.

Kierująca redaktorka postanowiłea jednak sama wszystko zrobić. Wstąpiło w nią jakieś, niezwykle silne zdecydowanie w działaniu.

Podjechała przodem do ogrodzenia (była to siatka druciana) następnie ostro wystartowała do tyłu, jednocześnie maksymalnie skręcając kierownicą w prawo. Wydawało mi się, że już uderzy w ogrodzenie, jednak zmieściła się z tym manewrem i zatrzymała się przodem do bramy, którą wjechała po jej przełamaniu. Brama w tym momencie była zamknięta. Ja krzyczałem, informując ją o tym. Ona jednak, nie czekając na nic, ruszyła do przodu i jakby najeżdżając na tą bramę, wyjechała. Po jej wyjeżdzie, gdy bramę znów osadzono, okazala się ona nie bardziej zniszczona, niż przed najechaniem na nią kierowanym przez redaktorkę autobusem.

Swoją drogą, w ostatnim czasie zapamiętałem wreszcie jakiś sen, bo oststnio wiedziałem, że śnię, ale wszystko mi gdzieś z pamięci uciekało.

19.10.2008

wiktim : :
lis 11 2008 Co może oznaczać ten sen - 51
Komentarze: 0

Początek pamiętam tak, że zostałem uratowany przed jakimś upadkiem, czy raczej spadnięciem ze skarpy, bardzo wysokiej, jakby z urwistego brzegu morza. Wydawało mi się, że ratowali mnie średni brat, mieszkający na ojcowiźnie. Zostałem uratowany przez podanie mi taśmy gumowej, dość długiej i mocnej kol. białego. Nie była to lina, jak Bangi, ale była płaska.

Działanie tej taśmy bardzo mi się spodobało. Po dosięgnięciu nogami gruntu poszedłem do tyłu rozciągając tą taśmę a jednocześnie przesuwając ręce do końca jej długości. Znalazłem się jakby nad brzegiem morza a przede mną w pewnej odległości opisywana wcześniej piaszczysta skarpa.

Gdy już naprężenie było maksymalne, to zostałem wyniesiony w powietrze i tak leciałem w stronę skarpy. Ten mój lot był w zupełnej odwrotności logicznej, gdyż im byłem bliżej punktu zamocowania taśmy (gdzieś pośrodku przestrzeni między skarpą w punktem startu), tym byłem wyżej. Swojego ciężaru nie czułem w tym sensie, że nie bolały mnie dłonie z wysiłku utrzymywania się w powietrzu. Jakbym nic nie ważył.

Gdy tak leciałem, to w końcu okazało się, że taśma miała miejsce zamocowania w najwyższym punkcie skarpy. Pod koniec lotu odbiłem się od piaszczystej ściany skarpy i znów opuściłem się na grunt. Postanowiłem bowiem powtórzyć ten przyjemny lot.

Powtórzyłem ten lot z wielką przyjemnością jeszcze najmniej dwa razy.

15.10.2008

 

wiktim : :
lis 11 2008 Siostra zmarłej Z.
Komentarze: 0

Na stypie podeszła do mnie.Ona mnie znała, ja jej nie. Podziękowała mi za to, że odwiedziłem Z. w szpitalu w Poznaniu. Powiedziała, że dla Z. było to bardzo ważne i że z tych odwiedzin była bardzo zadowolona.

Na stypie spotkałem się z wieloma oznakami sympatii. Np. średni jej syn, na moje zaproszenie do Warszawy zareagował zaproszeniem mnie do Liverpoolu, gdzie mają dom.

15.10.2008

wiktim : :
lis 11 2008 Pożegnanie jakieś niepełne
Komentarze: 0

Zauważyła jako pierwsza młodsza córka. Przypomniała pożegnanie mojej matki oraz matki b. żony. Chodziło jej o otwarcie trumny. W obydwu wspomnianych przez nią przypadkach tak się stało, natomiast jeśli chodzi o zmarłą Z., to tego nie było. W S. nie ma takiego zwyczaju a tłumaczy się to tym, że lepiej pamiętać osobę zmarłą taką, jaką była za życia a nie po śmierci jak wyglądała.

To dla mnie jakieś dziwne myślenie, niezgodne z moją mentalnością, z moim wychowaniem, z moją humanistyczną duszą. Zbyt jakby fizyczne podejście do człowieka, tzn., że jest się człowiekiem, póki żyje a potem jest jedynie truchłem. Dla mnie człowiek jest zawsze, jakim był i jak postępował w życiu. Liczą się dla mnie jego doczesne zachowania. Wygląd ma drugorzędne znaczenie, dlatego nie zgadzam się głęboko z takim, jak opisałem, myśleniem o zmarłych. To kojarzy mi się z kastami w Indiach i "nietykalnymi", z którymi kontakt fizyczny - jakikolwiek - dla innych kast był, (a zapewne jeszcze jest) niedopuszczalny.

Nie zgadzam się, że kontakt ze zmarłym po jego śmierci jest niehigieniczny. Nie zgadzam się z tym, że zmarły jest kimś (albo, o zgrozo, czymś) gorszym. To nie mieści się w moim pojmowaniu świata i odbiorze ludzi. Dla mnie człowiek także po śmierci jest godzien szacunku. Widzę w nim to, co i przed śmiercią a prawo do pożegnania w sposób mnie odpowiadający uważam za fundamentalny. Kto nie chce, nie musi tego w taki sposób czynić.

To kolejne zaskoczenie, jakie spotkało mnie tego, smutnego dnia. Odbieram to jako przeważanie w córce postawy humanistycznej, których to cech nie aż tak dużo dotąd dostrzegałem w niej do tej pory.

Przecież i mnie zabrakło takiego pożegnania zmarłej Z. Tego nie niweluje fakt, iż stoją mi przed oczyma obrazy z pogrzebów, które obserwowałem w młodości. Wielokrotnie spotkałem się z sytuacjami, że matki, czy żony, (najczęściej właśnie kobiety) były odrywane silą od zmarłego syna, zmarłej córki, męża itp., gdy niepogodzone z odejściem przedwczesnym osoby, przywierały do nieżyjącej osoby i za nic nie pozwalały na zamknięcie trumny przed opuszczeniem jej do grobu. Sam nie widziałem, ale słyszałem o wskakiwaniu do grobu za trumną.

Pocałunki na pożegnanie, pieszczotliwe dotykanie dłoni, czy twarzy. Tego mi zabrakło, więc dla mnie pożegnanie inne jest niepełne i sztuczne.

15.10.2008

wiktim : :